Trendy i dobre nawyki - podsumowanie mijającego tygodnia

Dobrze jest mieć w życiu właściwe nawyki. Podobnie jak i weszło mi pięknie w krew słuchanie porannych live'ów Szymona Hołowni (które gorąco polecam!), naszła mnie też ochota na cotygodniowe, subiektywne podsumowanie wydarzeń polityczno-medialnych. 

Tematem numer jeden nadal powinna być pandemia, jako że (według wszelkiej maści znaków oraz zapowiedzi analityków), połowa listopada miała być w Polsce jej szczytem. Nie mniej jednak odnoszę wrażenie, że nie tyle co temat ten przysłaniają nowe, coraz to dziwniejsze medialne g*burze, temat ten tak po prostu, jak wiosną, Polakowi powszednieje i obojętnieje. O ile jeszcze choroba Covid-19 nie dotyka kogoś bezpośrednio, tak w innych przypadkach z pandemią po prostu się oswajamy i idziemy z nią pod bok dalej. Ma to swoje dobre i złe skutki - oczywiście show must go on, nie mniej jednak kiedy tracimy czujność i zapominamy o "właściwych nawykach" - trąci to ignorancją wobec wirusa, jaką mam wrażenie niejednokrotnie popisała się ekipa rządząca.

Trudno stwierdzić czy mijający tydzień przyniósł nam szczyt pandemii czy nie - choć im bardziej optymistyczne są peany Morawieckiego na ten temat, tym bardziej powinniśmy trzymać do nich dystans (a wiemy, że ta metoda się sprawdza). Rząd i gadzinówka trąbią o zatrzymaniu pandemii, tymczasem jedyne co spada na pewno to liczba wykonywanych testów. Co dziwi samo w sobie - po aktualizacjach MZ z zeszłego tygodnia wychodziło bowiem na to, że wartość bezwględna wykonywanych testów będzie rosnąć. Tymczasem tak nie jest. Poza tym - do trąbienia o sukcesach przydałby się trend. W czasie. A tego jeszcze nie widać. 

Z drugiej jednak strony nie widzimy też tak apokaliptycznie zwiastowanego przez rząd skoku zachorowań wywołanego niedawnymi prostestami. A przynajmniej nie widać tego w oficjalnych danych. 


Punkt kolejny - wybory w Stanach. Niby mijający tydzień nie przyniósł jeszcze definitywnego rozstrzygnięcia (ale z tym wiadomo - poczekamy na Kolegium Elektorów). Wiemy jednak, że w tym temacie raczej nic się już aż tak niespodziewanego jak nagła porażka Joe Bidena nie wydarzy. Problem z narracją ma w tym względzie polska patologiczna prawica - ruchem sinusoidalnym raz klepią za Trumpem, że jeszcze "wygramy" po czym, zależnie od komunikatu z danego okręgu dot. przeliczania głosów lub wzniecania protestów wyborczych - grzecznie wracają do bieżącej sytuacji w której to wygrywa Biden.

Ech, ciężkie życie prawicowego populisty. W podwójnych standardach można się chyba pogubić tak szybko jak w podwójnym życiu, mając żonę i minimum jedną kochankę.


Znikł nam z horyzontu Strajk Kobiet - po części pewnie wynikało to ze specyfiki tego tygodnia, po części z jego własnej strategii, a po części pewnie też z faktu zmęczenia materiału. Jak jest naprawdę - nie wiem, ale martwię się szczerze o tę jakże słuszną z początku inicjatywę. Nie wiem na ile nie pomogło mu też stworzenie tysiąca i jednego postulatu. Póki co rząd jednak nie został jeszcze obalony i w dalszym ciągu ledwo, ale zipie. 


No i właśnie - rząd ledwo zipie pod ciężarem pierwszej fazy protestów - tego co je wywołało, rozprzestrzeniło na cały kraj, oraz tego jakie dyskusje wywołały one same. Posiedzenie Sejmu odroczone, piątka dla zwierząt schowana, pandemia w rozkroku, ustawa covidowa zaplątana... Rząd ZP chowa się już za czym może i w tym tygodniu nadal stan ten odzwierciedlały sondaże. A zatem chociaż tu jest już jakiś trend... Kiedy wydawało się, że światełkiem w tunelu dla Zjednoczonej Prawicy, jak i prawicy w ogóle, będzie ich "pokojowy" i zmotoryzowany Marsz Niepodległości, w Warszawie miało miejsce to: 


W związku PiS-u z narodowcami zawsze  było i jest więcej rozsądku i kalkulacji niż faktycznej miłości. Jest więcej "tu i teraz" i wmiatania różnic i problemów pod dywan niż faktycznego "pójścia za sobą w ogień". Do tej pory głównie opłacało się to obu stronom, jednakże w tym tygodniu ten flirt z narodowcami stanął PiSowi ością w gardle. Oczywiście - w PiS nie ma takiego szamba, którego partia i jej media nie umiałyby przedestylować na sok wieloowocowy dla ich wyborcy, nie mniej jednak sytuacja zadziwiła. Najpierw powołanie na "strażników wartości" bojówkarzy, którzy przy okazji święta postanowili wyładować nadwyżki testosteronu na policji, która przecież, przynajmniej teoretycznie, pilnuje tego samego interesu. Jednak w momencie gdy narodowcy dostali za mocno pałą po głowach za palenie stolicy, polska policja nagle okazała się prowokacyjna. Sprzyjająca lewakom. Chroniąca "rozwydrzone macice" a podnosząca rękę na patriotów. 

Dlatego organizator marszu zażądał głów w służbach. PiS się ponaradzał, pospekulował. "Patriotów" wziął jednak w obronę bo... to ich "dobry nawyk", a winna wszystkiemu jest oczywiście opozycja. 

Proste. 

A sondaże lecą. Być może to wszystko to jest jakaś super tajna broń w walce z jakimś niewidzialnym wrogiem (może jakąś ideologią?), gdyż sądzę, że kiedy kolejną rakietę odpali Kaja Godek (przeciwko LGBT) oraz Ziobro z Solidarną Polską (przeciwko łączeniu praworządności ze środkami UE), Koalicję ZP czekają kolejne wstrząsy wtórne i osunięcia się w sondażach. Nic tak bowiem szybko nie rozkłada tego obozu jak tlące się w nim wewnętrzne tarcia i kości niezgody: z ziobrystami, z pro-lifem, z narodowcami, z Rydzykiem. 

Dlatego kolejny tydzień będzie pewnie kolejnym testem dla trendów i różnego rodzaju "dobrych nawyków". U rządzących i nie tylko ;) 



Komentarze

Popularne posty