O jednym takim co ukradł prawdę

 Prof. Magdalena Środa napisała kiedyś (nie żebym jakoś wybitnie zgadzał się z Magdaleną Środą - może tak z co drugą opinią), że:

"Prawda jest cechą zdania. Po prostu. [...] Zdanie może być prawdziwe, fałszywe albo nie wiadomo jakie. Tylko jak to stwierdzić? Dzięki czemu mamy pewność, że o jednych zdaniach daje się powiedzieć, że są prawdziwe lub fałszywe, a o innych nie?"

I dalej:

"Gdy powiem: „Ziemia obiega Słońce”, „suma kątów w trójkącie wynosi 360 stopni”, „Bóg jest najwyższym dobrem”, „demokracja jest najlepszym ustrojem”, to mam nie tylko pewność co do prawdy zdania pierwszego i fałszu drugiego, ale zarazem pewność, że inni myślą tak samo. Co do zdania trzeciego i czwartego nie mam pewności ani jednej, ani drugiej. By stwierdzić prawdziwość/fałszywość zdań, musimy mieć jakieś kryteria."

Kryteria. Czy zatem prawda się stopniuje? Nie jest uniwersalną wartością i może być zależna dla obserwatora pod kątem punktu odniesienia? Czy może być dla wielu obserwatorów inna w momencie, gdy wszyscy patrzymy na ten sam punkt? Pytania te stawiam w kontekście ostatnich protestów w naszym kraju, relacji z ich przebiegu w ogólnopolskich mediach oraz w nieco szerszym ujęciu. Zapraszam. 

Mamy protest. To wiemy. Wiemy skąd sie wziął, wiemy dokąd zmierza (przynajmniej w swoich założeniach i głoszonych hasłach). Jak się to skończy nie wiemy, możemy jedynie dywagować. Dywagujemy na podstawie tego co wiemy, a co wiemy - wiemy na podstawie tego co widzimy w mediach (jako społeczeństwo).


Protest nie jest jednolity i to oczywiste (są tam i ateiści i liberałowie i lewica i kobiety, antyklerykałowie, anty-PiS itp). Oczywiste, że jest tak z racji skali jaką prostest zyskał. A to jak protest jest pokazywany w różnych mediach jest mozaiką równie różnorodą (i często sprzeczną z samą sobą), jak niemalże on sam. 

I to też doskonale wiemy i rozumiemy.

Oczywiście, że rózne media pokazują rzeczywistość w sposób także różny - w zależności od środowisk, przynależności, wpływów, kapitału itp. Żadna nowość. Tak jak żadną dla nas nowością jest to, że na przykład TVP, jedno z najbardziej wpływowych mediów jeśli chodzi o przekaz w sprawie prostestu, może w swoich materiałach i programach tak "przekręcić" rzeczywistość, że wydawałoby sie, że już bardziej się nie da. Jeszcze w latach 2017-2019 mogło nas to dziwić i oburzać, ale odkąd pobito tam wszelkie rekordy dziennikarskiego upodlenia, jest to dla nas równie naturalne, jak jesienny opad liści z drzew. 

Już nawet nie chodzi o to, że można tam otwarcie przyznać, że Kaczyński jest niemalże święty, a taki na przykład Trzaskowski jest wyłącznie zły i ani trochę dobry. Nawet nie o to, że w tym i przez to środowisko polityczne można wmówić rzeszy ludzi, iż pewna katastrofa lotnicza była dobrze zaplanowanym zamachem. Nawet nie o to, że prorządowe media mogą tej rzeszy wmówić także coś, co rzekomo dotyczy ich (nas jako społeczeństwa) samych - odarcie nas z narodowej godności, wyzysk nas samych przez elity, wyprzedanie naszego narodowego majątku za granicę lub oddanie go lobby żydowskiemu. Praktyki to obrzydliwe ale wiemy że tak się da - przemysł Kurskiego zrobił to nie raz i pewnie jeszcze nie raz zaskoczy nas swoją kreatywnością. Poza tym coraz więcej stricte handlowych praktyk, tak po prostu, dziwi nas w polityce coraz mniej. Weźmy na przykład powszechne tricki handlowców, polegające na wygenerowaniu w nas potrzeby kupna danego produktu lub pokonywaniu naszych obiekcji w dochodzeniu do decyzji o tym kupnie. Tak samo jest w polityce - masz głososować na PiS, ale żeby to zrobić musisz poczuć (a przynajmniej pomyśleć, że czujesz), że orżnął cię z pieniędzy Tusk i cała reszta; nie dali ci tego co dał ci PiS, a za niemiecką granicą cała cywilizacja "zachodu" tylko czyha, by okraść nas z ostatnich narodowych wartości i zapchać kraj uchodźcami i ideologią LGBT. 

Nie wierzysz? To znaczy, że jeszcze nie wierzysz, lub niedokładnie obchodzisz się z prawdą objawioną przez tych, którzy wiedzą to lepiej od ciebie. Bo to dziennikarze, politycy, publicyści. 

Nie chodzi już więc wyłącznie o czarny PR, "dziadka z Wehrmachtu", zamach w Smoleńsku czy protesty lewackich bojówek szkolonych w Warszawie. To wszystko są pojedyncze incydenty - z których składa się cały wielki, odrębny przemysł. I to już nawet nie jest przemysł pogardy czy kłamstwa. 

To jest już przemysł kreowania całkiem osobnej, odrębnej rzeczywistości. 

I to też już przecież wiemy - PiS już dawno stworzyło sobie alternatywną rzeczywistość - swoje media, swoje wersje wydarzeń, swoje wnioski, prognozy. Ba! Byli w stanie stworzyć nawet na nowo to co działo sie już wiele lat temu - włącznie z namaszczeniem Jarosława Kaczyńskiego na faktycznego lidera "Solidarności". Może nie wprost, lecz przecież... kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstoscią spadania (tutaj: częstością powtarzania tego samego "kłamstwa", czyli de facto prawdy. "Nowej prawdy").

To też już wiemy. Co zatem jest w tym wszystkim zaskakujące lub najgorsze? To, że w taki sam sposób działają, postępują i żyją ludzie głęboko utożsamiający się z PiS. A więc życie w alternatywnej rzeczywistości ("Nowej prawdzie") to już nie tylko cecha i domena ludzi z TV i Twittera. 

To przede wszystkim już niemalże nasza cecha narodowa. I to bardzo charakterystyczna - nawet na tle całości populistycznej prawicy, moim zdaniem. 

Na ten temat pewnie też już powiedziano wszystko. Piszę to jednak tylko dlatego, że wciąz nie mogę przeboleć jednego  - wcale nie tego, że po prostu tak jest. Że stworzona została jakaś alternatywna wersja rzeczywistości. Nawet nie tego, że żyje i funkcjonuje w niej znaczna część społeczeństwa (pewnie jakieś 20% ogółu - twardy elektorat), czyli de facto nasi sąsiedzi, teściowie, ciocie czy wujkowie.  

Nie mogę przeboleć faktu, że dla tych ludzi nie ma już jakby ratunku. Poza wspomnianą rzeczywistością nie ma już jakby alternatywy. Że nie da im się zasugerować, że być może jednak Prezes się myli i że zarówno on, jak i oni sami mogą być w błędzie. Że w ich poznawczym katalogu nie ma miejsca na wykreowanie w ich głowach takiej myśli (a jeżeli nawet i jest - to jednak trudno takim myślom będzie przebić sie u tych osób przez ich własne poczucie dumy, przekonanie o nieomylności, konsekwencję, czy coś o czym napiszę poniżej - przez pewien syndrom).

W ostatnim czasie dyskusji z "PiSem" (jako "niePiS") stoczyłem wiele i pewnie będę toczył ich coraz więcej. Nie tylko dlatego że sam się w to coraz mocniej angażuję. Przede wszystkim też dlatego, że... ci wszyscy wyborcy PiS (jak i sama partia), im dalej brną ku katasftrofie (rozwój pandemii + rozwój prostestu), tym bardziej zdają się "odpływać" w lansowaniu swojej wersji wydarzeń! "Nowej prawdy."

Wszystkie strony tzw. sporu mówią o dialogu/kompromisie. No dobrze, czym jest zatem owy dialog? Czymś do czego dochodzimy drogą wymiany argumentów. Drogą docierania się w procesie tworzenia ładu z chaosu. Tworzeniem wspólnej przestrzeni,  czasem może nawet tworzeniem common ground. W sporze można też pójść dalej - przekonać kogoś do swojej racji. Mało? No to jeszcze krok dalej - możemy wykazać, że ktoś jest w błędzie. Ostatecznie można kogoś skompromitować - albo obrazić wprost albo tak docisnąć argumentami do ściany, że osoba ta nie będzie zdolna do skutecznej samoobrony własnym, trafionym argumentem. 

Dlaczego o tym piszę? Bo ile z powyższych scenariuszy jesteśmy w stanie ugrać w debacie z wyborcą PiS? Na temat bieżących wydarzeń? Czy tego typu spory na temat tego kto ma rację i co jest prawdą często prowadzą do tzw. kompromisu? Ile razy jesteśmy w stanie powiedzieć sobie w tych rozmowach: nie zgadzamy się, ale mamy swoje argumenty i szanujemy argumenty innych? 

Niewiele?

Chciałbym się mylić. Chciałbym, by ktoś napisał mi: stary, to nonsens. Nie jest ani trochę tak jak piszesz. Im bardziej myliłbym się, tym lepiej. I dla mnie i ogółem. 

Mówi się, że w polityce jest coś takiego jak syndrom "nasi chłopcy nie zginęli na próżno" - silna legitymizacja własnych działań przez dany rząd wobec całkowitego fiaska owych działań. Zwłaszcza w sytuacji, gdy są one bezsensowne, lub całkowicie społecznie niepopularne. Po co? By nigdy nie przynać się do błędu. Tym bardziej w czasach politycznej transparentności, gdy przyznanie się do błędu często jest w debacie publicznej utożsamiane z dymisją. Czy rząd ZP jest już na etapie mówienia, że wszyscy ci, którzy ponieśli już koszty zabaw tego rządu musieli zginąć, bo zginęli w słusznej sprawie? Odpowiedzmy sobie na to pytanie sami. 

Bo jeżeli tak w istocie jest - to rząd broni jedynej słusznej wersji/prawdy i bronił jej będzie, choćby nie wiadomo jak eskalowała i pandemia i protesty z antyrządowymi hasłami na ustach. 

Szymon Hołownia (którego nie ukrywam - popieram i który uważam, że przy okazji kolejnych wyborów będzie liczącą się "siłą" polityczną w Polsce) - powiedział niedawno, że do wygrania wyborów z PiS potrzeba będzie głosów nie tylko tych, którzy dziś na PiS nie głosują. Lecz także i tych, którzy zrobili to w 2015, w 2019, oraz tych, którzy pewnie planowaliby uczynić tak w kolejnych wyborach. 

I to będzie ogromnym wyzwaniem zarówno przed kolejnymi wyborami (kiedykolwiek miałyby być) a także i długo po nich - odkłamać coś, co już nie jest kłamstwem. Odkłamać coś, co nie tylko jest rzeczywistością alternatywną w głowach wielu, lecz także co aktualnie jest ich jedyną słuszną rzeczywistością. Rzeczywistością, która wyklucza z ich umysłów wszelkie inne możliwości rozumowania, a nawet poglądy i przekonania. 

A to wszystko tylko dlatego, że pewnego dnia jeden człowiek zaczął głosić, że po prostu tak jest - że inni nie mają racji. Lecz w tym nie mieniu przez nich racji nie ma zwykłej poznawczej pomyłki lub myślowego błądzenia - ci wszyscy inni (na przykład gorszy sort) nie mają tej racji bo to w co wierzą, nie jest nasze lub  po prostu w ogóle tego nie ma. A jeśli już jest - jest, umówmy się, lewackie, antypolskie, zachodnie, zepsute, skorumpowane, kodowskie, elitarne, obce, zdradzieckie. 


I to właśnie będzie największym wyzwaniem dla wszystkich tych, którzy chcieliby w jakikolwiek sposób kształtować i komentować istniejącą rzeczywistość. Istniejącą - lecz nie jakąś tam wykreowaną! Opartą na prawdzie, a nie na "nowej prawdzie" - wobec ontologicznego zaprzeczenia i wyparcia przez PiS wszystkiego co z PiS: niezwiązane, nie wiążące nadziei, nie po drodze. 

Wobec wyparcia, które stało się dla PiS i jego wyborcy jednym z najcięższych dział w bieżącej sytuacji społeczno-politycznej. Wyparcia własnych przewinień, zaniedbań i pomyłek. Wyparcia tego wszystkiego, co niewygodne, niekorzystne, nieopłacalne. 

A chyba wiemy dobrze czym w konsekwencji staje się dla nas proces wypierania tego wszystkiego, co dla naszych myśli złe i niekorzystne oraz zastępowanie tego  jakąś "nową prawdą". Kto z was cokolwiek wypierał w swoim życiu z własnej świadomości ten wie, co mam przez to na myśli i jakie zagrożenia niesie ze sobą ten proces.



We wpisie wykorzystałem fragmenty artykułu: https://www.polityka.pl/niezbednik/1699604,1,prawda-wedlug-filozofow.read

Komentarze

Popularne posty