Jak w Polsce wygrać rząd dusz?
Czyli de facto jak przejąć tutaj władzę. Żadne odkrycie - w polityce wszak przecież o to chodzi - zarówno w praktyce, jak i w podręcznikowej teorii.
Zasadniczo od paru lat na naszym bitewnym polu, pomiędzy różnego rodzaju kampaniami i potyczkami, gra toczy się o jedno - o odbicie państwa z rąk PiS. Jednak czy aby na pewno? Czasami bowiem obserwując tych, którzy stają do tej głównej batalii ma się wrażenie, że walczą oni równie skutecznie co PiS, by władza ta była dalej sprawowana przez tych, którzy czynią honory od 2015 roku.
Nie jestem ani politykiem ani też politologiem. Żadnym tam znawcą ani komentatorem. Tym bardziej autorytetem. Co ja więc tam wiem o przejęciu władzy w kraju?
A wiem.... i nawet mogę w tej materii zdziałać stosunkowo dużo - jestem bowiem potencjalnym wyborcą. Każdej partii. Zatem od tego co pomyślę, lub napiszę i powiem, coś może zależeć. Głos mój, oraz głos innych, na których mogę wpłynąć.
Co zatem musi się stać, by taki potencjalny wyborca pomógł komuś odbić władzę z rąk PiS?
Po pierwsze: ta formacja musi najpierw zbudować swoją opowieść. Tak, po raz kolejny. Spójna narracja światopoglądowo-bytowa to fundament tworzenia legendy na miarę przejęcia władzy w czterdziestomilionowym kraju. A jeżeli już dokonał tego Jarosław Kaczyński (lata 2010 - 2015 - człowiek skądinąd przecież obyty, inteligentny i przebiegły), ktoś przecież musi być w stanie powtórzyć jego wyczyn. Jego dotarcie do wszelkiej maści wyborców (od ideologicznych piewców narodowo-konserwatywnej prawicy, po całkiem prostych i tzw. zwykłych, zapomnianych Polaków) robi na mnie po dziś dzień szczególne wrażenie. Kaczyński - jego zaplecze oraz związane z nim media i think-tanki, zagrali kompleksowo - adresując swoją programową ofertę do różnych grup oraz, zupełnie jak ma to miejsce w handlu, wygenerowali w nich poczucie różnych potrzeb (od ideologicznej słuszności oparcia polityki o wartości narodowe i silną politykę historyczną, poprzez dekomunizację i reformę sądownictwa, a skończywszy na socjalnej dłoni wyciągniętej do tych najbardziej potrzebujących - zmęczonych i uciemiężonych liberalnymi elitami). Projekt był ze wszech miar długoterminowy i, patrząc obecnie na poczynania tzw. opozycji, która rzekomo aspiruje do odbicia władzy z rąk PiS, coś równie konsekwentnego, rozłożonego w czasie oraz długofalowego jest w stanie zaoferować nam obecnie chyba jedynie Konfederacja.
Ale to wciąż narodowo-konserwatywna prawica - zatem czy rzeczywiście jest ona tym, czego nasze podświadomie (lub bardziej świadomie) pragnące poczucia wolności i swobody (a także i socjalnej wygody) społeczeństwo na pewno potrzebuje?
Sondażowo patrząc - raczej niekoniecznie.
Zatem po drugie - mając już ową legendę - szeroko zakrojoną ofertę rozwojowo-bytową, trzeba by iść z tą opowieścią na ustach mimo wszystko - mimo rzeczywistości najeżonej różnymi trudnościami oraz wątpliwościami (na przykład natury światopoglądowej). I tu, jako oś tej opowieści, koniec końców będą liczyć się twarde fakty i konkrety - perspektywa emerytalna (np. rozwiązanie problemu jej opodatkowania), podatki (w ogóle), ochrona środowiska, opieka zdrowotna, ceny mieszkań (tudzież ceny ogółem), stopy procentowe, wkład własny przy kupnie mieszkania - to są czułe punkty kolektywnej świadomości społecznej bo z nimi utożsamia się drugie tyle społeczeństwa co ta część, która została ukochana i wyróżniona flagowym PiS-owskim 500+. A przecież nie ma dyskusji o przejęciu władzy bez odbijania wyborców jako zakładników z rąk aktualnie panujących rządzących. I to w tych bowiem sferach najbardziej odczuwamy przecież otaczającą nas polityczną rzeczywistość na własnej skórze. I mówienie o tych sprawach - oraz to, czy będzie to mówienie jakościowe, czy też nie - zadecyduje o tym kto i kiedy przejmie władzę z rąk PiS.
Po trzecie - trzeba w tej narracji mocno trwać, choćby nie wiadomo co. Trzeba iść ramię w ramię, jak taran (oczywiście z zachowaniem standardów - nie mówię tu o taranie, na przykład, jak w modelu białoruskim, którego aktualnie jesteśmy świadkami. Ani też o taranie politycznych aktywistów-chuliganów). Trzeba po prostu iść po swoje jak PiS przed 2015, o czym wpominam już wyżej. "Kompleksowo i wieloaspektowo", jak mawiał niegdyś mój nauczyciel angielskiego, kiedy pytałem go o to jak odpowiadać na pytania maturalne na ustnym, by zdać egzamin na 100%. Wszak tzw. opozycja chce ponoć coś komuś odebrać... Jak jednak ma ona coś komukolwiek odebrać, skoro przy pierwszej lepszej okazji, w szeregach tzw. opozycji (lub anty-PiS), wybuchają targi, wzbierają fale wzajemnych żali, fochów i oskarżeń?
Po czwarte: trzeba odłożyć na bok (lub na kiedy indziej) wszelkie spory ideologiczne oraz ich podsycanie. Choćby nawet i miało to oznaczać samo mówienie o nich (o sporach, nie piszę tutaj o kwestiach, które bywają przedmiotem i istotą tych sporów).
Medialne zjawiska i happeningi takiej jak: wywieszanie flag, palenie ich, wiece poparcia, zbiegowiska prowokacji, zatrzymywanie oklejonych furgonetek - wyglądają fajnie, ale tylko po jednej stronie politycznego sporu. Tak naprawdę jednak rzeczy te emocjonują zaledwie garstkę wtajemniczonych lub zainteresowanych daną sprawą. W sferze ogólnej czynią one jednak niepotrzebny nikomu zamęt. A zamęt kojarzy się wszystkim głównie negatywnie.
A w tej narracji/legendzie potrzebne jest wzmacnianie emocji pozytywnych - to one bowiem spajają, motywują, popychają do działania. Te negatywne zaś - jeszcze bardziej rozczłonkowują społeczeństwo, a nawet dane grupy społeczne (co widać choćby po reakcjach środowisk zebranych wokół KO/PO wobec: zaprzysiężenia PAD, czy chociażby stosunku do wydarzeń wokół akcji środowisk LGBT).
Krótko - żeby wygrać rząd dusz trzeba przestać mówić o tym że to jest walka o rząd dusz - a zacząć mówić o pieniądzach. Tak, o pieniądzach. Tych w portfelach obywateli. Tak jak mówił Tusk w 2007. Tak jak PO-PiS w 2005. I wreszcie tak jak PiS w 2015. I nie ważne, że każda z tych grup mówiła o czymś zupełnie innym w danym czasie. Ważne, że w tamtych momentach tzw. przeciętny obywatel czuł faktyczny smak posiadania czegoś więcej we własnym portfelu. A czymże jest owy "własny portfel", aniżeli faktycznym bodźcem do utrzymywania, rozwijania oraz kształtowania czegokolwiek w naszym codziennym życiu?
I wreszcie, po piąte: trzeba w końcu zbratać się z wrogiem.
Temperatura politycznego sporu w Polsce jest tak duża, że dalsze pogłębianie podziałów nie przyniesie już żadnej ze stron lepszego rezultatu niż taki, jaki do tej pory osiągnęły - a tym samym nie przysporzy to żadnej z nich nowych wyborców (co najwyżej zmęczy i ostatecznie zniechęci już tych wokół nich zebranych). A do odbicia są przecież wyborcy z grupy 10-11 mln ludzi rozanielonych socjalno- konserwatywnymi elementami zarządzania państwem przez PiS. I w próbie odbijania tego elektoratu tych ludzi trzeba czymś zaskoczyć, przyciągnąć ich uwagę - a nie notorycznie ją od siebie odwracać, a przez co dawać im kolejne argumenty za tym, by na pewno nigdy ciebie nie zagłosowali. Trzeba zagiąć ich czymś do tego stopnia, że aż opadną im przysłowiowe kopary. Dać im coś w sferze przekonań i mitów - ulicę, skwer czy nawet lotnisko imienia Lecha Kaczyńskiego. Poprzeć projekt ustawy, przyznać im rację w tak dziejowym momencie historii (oczywiście z zachowaniem własnych ideałów), by nawet rządowa tuba medialnej propagandy sama nie wiedziała jak z tego newsa zrobić czarny PR (a to akurat rządowe media mają opanowane do perfekcji) .
Droga to długa, ale moim zdaniem kluczem do niej jest... portfel. Portfel, który póki co Prawo i Sprawiedliwość trzyma na niewidzialnej żyłce i co rusz sprząta go schylającej się po niego opozycji sprzed nosa - sprzątając im tym samym przez ostatnie pięć lat wszelkie pomysły na zagospodarowanie przestrzeni pomnażania oraz oszczędzania przez nas samych naszych pieniędzy.
Bo to w portfelach właśnie znajduje się nasza polityka codzienności. Nie w telewizyjnych studiach, nie w porannej pogadance w programie śniadaniowym, nawet nie zawsze i nie w każdej sprawie na ulicy, nie na każdym marszu i proteście. Nie na każdej fladze zawieszonej na religijnym pomniku.
Jest ona z nami przede wszystkim w sklepie, szkole, pracy, w kolejce do lekarza, urzędu czy do starostwa powiatowego.
Nie pomogą opozycji żadne programy-sposoby; aby coś zrobić trzeba najpierw zatrzymać gigantyczną propagandę PiS-u, a ta nadal ma się świetnie.
OdpowiedzUsuńNiby to takie oczywiste, na ten temat powiedziano już wszystko, bo wiemy o tym wszystko... a jednak właśnie, ma się świetnie. Nawiążę do tego w kolejnym wpisie.
OdpowiedzUsuń58 yr old Research Assistant III Rollin Beevers, hailing from Nova Scotia enjoys watching movies like Only Yesterday (Omohide poro poro) and Netball. Took a trip to Madara Rider and drives a Mercedes-Benz SSK Roadster. sprawdz ten link tutaj teraz
OdpowiedzUsuń