Słodko-gorzka chwila doktora Ziemkiewicza

Nic co Ziemkiewiczowe nie jest mi obce - mimo, że obce (lub może inaczej - odległe) wobec moich własnych poglądów, to jednak twróczość, działalność i aktywność Rafała A. Ziemkiewicza jest mi od dawna znana. Głównie publicystyczna oraz ta, w której przyjmuje rolę ogólnie rozumianego "eksperta". Wobec dużej promocyjnej chmury oraz równie obfitego  medialnego deszczu, który od jakiegoś czasu z niej pada, sięgnięcie po lekturę "Chama niezbuntowanego"  było kwestią czasu. 

Także wobec tego, iż lubię sobie czasem skomentować na Twitterze aktywność rzeczonego publicysty. Dlatego też, jako, że lubię do jakiegoś czasu skrobnąć sobie coś także i tutaj, pokusiłem się o własną recenzję książki. 




W zamierzeniu książka ta ma być, w sensie ogólnym, o kondycji polskiego mentalu w około trzydzieści lat po transformacji ustrojowej. W sensie szczególnym: o tym jak to Rzeczpospolita wielowiekowo stawała się workiem treningowym dla innych kultur i nacji. O tym, że będąc ofiarą przeróżnych spisków, oraz mniej lub bardziej świadomych "zbiegów okoliczności", sama nie ma sobie nic do zarzucenia, a cała jej bolesna historia potoczyła się jak się potoczyła, ponieważ realna władza nigdy nie znalazła się w rękach klas niższych. Krótko mówiąc: chłopstwa - najbardziej pragmatycznej z warstw społecznych, zdaniem autora (albo zdaniem autora moim skromnym zdaniem). Albowiem żadna z historycznych epok: ani średniowiecze, ani renesans, ani Rzeczpospolita szlachecka, ani oświecenie, romantyzm ani już tym bardziej socjalizm, nie wyniosły chłopstwa do należytej mu godności, a tak naprawdę, w sposób świadomy i ciągły, jedynie na chłopstwie żerowały. Przez co tak naprawdę promowały siebie. Albo coś innego, ale na pewno nie wartości tejże jakże istotnej dla narodowej macierzy warstwy społecznej. Słusznie - tak jest w istocie i książka w barwny sposób dokonuje subiektywnej analizy, której skutkiem jest taka właśnie konkluzja. Robi to w sposób dobry, nie mniej jednak kładzie się na tej analizie cieniem kilka kwestii, które na każdej stronie konsekwentnie przypominają nam o tym kto jest jej autorem i skąd do nas przychodzi. 

Krótko mówiąc - gdyby tak autor nie zapędzał się i nadal skupiał na tym co zrobił w tej książce rewelacyjnie, a nie na promowaniu siebie - byłoby naprawdę dobrze. A tak - coś poszło nie tak. 

"Cham niezbuntowany" to, poza trafnymi diagnozami dotyczącymi przeszłości (trafnymi, bo podpartymi udokumentowanymi monografiami) nic więcej aniżeli zbiór prywatnych opini autora. Felieton, typowy dla kogoś ze środowiska mocno prawicowych publicystów (słowo rymujące się do - "populistów". W tym miejscu - przypadek?), którzy to lubują się w składaniu argumentów w sposób taki, by za wszelką cenę pokazać jak bardzo się nie mylą w forsowaniu swoich tez. A wszystko to podkreślone nienaganną, stylizowaną na styl dawny, polszczyzną. Albo dla wzmocnienia autopromocji, albo utwierdzenia w przekonaniu, że autor się nie myli. Nawet jednak jeśli - to trudno uznać to za minus książki. Wręcz przeciwnie - napisana jest językiem pięknym, też w swoisty sposób podkreślając zakres wiedzy autora. 

Autora znanego już z innch publikacji, jednakże zaryzykuję stwierdzenie, że po lekturze "Chama" nie poczuję potrzeby ani konieczności sięgnięcia po inne jego pozycje. "Cham niezbuntowany" to tak naprawdę wywar z poglądów i teorii głoszonych w poprzednich książkach autora - jego mocno subiektywnych opinii o geografii polityki i historii Polski (zwłaszcza III i, o zgrozo, IV RP), napędzanych jednostronną narracją oraz własnymi pobudkami narodowymi. A im więcej tego typu zagrań - tym coraz większe ryzyko, że autor obnaży w końcu swoje braki. Nie w wiedzy, bo ta jest doskonała. Lecz w tym, co chcę nam swoją własną wiedzą pokazać. 

A to już droga krótka do braku szacunku dla czytelnika - który przecież, w ujęciu masowym, nie musi wcale być ani wyborcą PiS-u, ani konserwatystą, ani, na przykład, katolikiem. 

Przykłady? 

Pierwszy z brzegu: aby poprzeć swoje tezy autor cytuje Eurostat, by kilka zdań dalej napisać, że w sumie tak naprawdę to nie wie jak Eurostat liczy swoje dane. Uproszczenie? Owszem, ale owe uproszczenia same w sobie kręcą bat na kolejne tezy RAZ-a stawiane w książce. Kolejny przykład: strefy wolne od LGBT w Polsce, to nic innego jak lewacka prowokacja rozhisteryzowanych środowisk liberalnych. Ani słowa na temat tego, iż są to istniejące, faktyczne uchwały organów samorządowych w Polsce. I to przecież nie kilku, czy nawet kilkunastu.  

Po postawieniu zarzutów, jakoby Rzeczypospolita przewlekle chorowała na służalczy kompleks niższości (aktualnie realizowany wobec elit UE oraz III RP, co, dzięki Bogu, zostało zastopowane przez rządy Zjednoczonej Prawicy), narracja przeradza się w opowieść o dowartościowywaniu klas niższych jako pragmatycznej odpowiedzi na wielowiekowe ucieleśnienie (pod warunkiem zrzucenia jarzma dominującej roli inteligencji w kształtowaniu polityki oraz świadomości społecznej). Wszystko dobrze, tylko, że... czy z takim podejściem owa zmiana mentalności (z służalczej na tak naprawdę dominującą i "z podniesioną głową") ma szansę się udać? Sam autor nadmienia, że duch narodu czasu zaborów przetrwał głównie dzięki inteligencji XIX wieku twierdząc w innej części książki, że wszelakie "pospolite ruszenia" winny być tak naprawdę oparte o warstwy niższe. I to nie tylko w sferze wykonawczej, ale także i zarządzającej. To zaś, za co sam karci w swojej książce polityczne elity międzywojnia (a zatem: bujanie w obłokach, mania wielkości, ignorowanie międzynarodowego zagrożenia wynikającego z sytuacji geopolitycznej Europy), potrafi w wielu miejscach bezkrytycznie cukrować u obecnie rządzących.

Fuj! Rażący brak obiektywnego osądu. Choć zapewne jest to zabieg celowy. I na pewno nie jest dla nikogo żadnym zaskoczeniem.

Książka sama w sobie jest ciekawa, lecz nie do końca jako perspektywa na dziś i jutro. Bardziej, mimo wszystko, przekonująca jest perspektywa na przeszłość i jej analiza. 

 Im bliżej w tej opowieści współczesności, tym gorzej w analizie autora z jego obiektywizmem i chłodnym osądem. Ale któż też mówił, że to ma być obiektywne? Jeżeli już publikacja ta ma pokazywać jak nasz mental narodowy niszczą skrajne postawy (uległość, skręt w lewo, czerpanie z wzorcow tzw. Zachodu), to niech napisze także o tym ile naszemu mentalowi tak naprawdę szkodzi wybiórcza, narodowo-katolicko-konserwatywna, "jedyna i słuszna" interpretacja historii i polityki. 

Wyliczenie kilku lewackich incydentów w sposób taki, by wykazać liberalistokratyczny spisek przeciwko Polsce to moim zdaniem za mało. I na pewno nie wyczerpuje to tematu. 

Książka bywa kontrowersyjna, ale sam nie nazwałbym jej na przyład antysemicką - a takie opinie o niej są przecież dość powszechne. Niestety, nie jest to książka także aż tak dobra ani aż tak trafna i błyskotliwa, jaka chciałaby być i jak mówi o niej sam autor. I choć w sprawach "polskiego antysemityzmu" oraz "współudziału w holokauście" RAZ ma naprawdę dużo celnych spostrzeżeń - nadal jednak pozostaje to wszystko w ... sferze celnych spostrzeżeń. Autor nie przekuwa tego dorobku w cenne, sumienne opracowanie. 

Ziemkiewicz pisze bardzo trafnie o porządku świata, a jednocześnie tak mało trafnie o mentalu polskim, o czym ta książka ma przecież tak naprawdę być. A być ma przecież o tym, że zjada nas bodajże nasza jedyna wada narodowa jaka w książce jest wykazana przekrojowo i wieloaspektowo - służalczość. Narodowy brak wiary w siebie, wypracowane i po tysiąckroć negatywnie wzmocnione poczucie własnej niższości. Nawet jeżeli tak jest i to prawda,  to co z naszymi innymi przywarami, które mogły przecież wyrosnąć na poletku uległości, tak skrupulatnie przez autora opisywanym? Co z naszą narodową buta i manią wyższości? O tym autor w swej (bogatej przecież) pracy zapomina, a i zapewne celowo. Jak i zapewne celowo zapomina o proszącym się momentami chłodnym osądzie sytuacji (o czym już wspominałem), który to istotnie dopełniły to dzieło. Zamiast tego mamy jednak łaszenie się do jaśnie panujących aktualnie rzadzacych, co, tę niewątpliwie bardzo dobrze skonstruowana rozprawę, wypłyca, zamiast istotnie ją wzbogacić lub dopełnić. 

Zamiast tego jednak autor woli po swojemu zdemaskować żydowski spisek przeciwko Polsce (a może i przeciwko całej reszcie świata - spisek, w którym to holokaust jawi się jako jedna wielka wiktymizacja Narodu Wybranego przez samego siebie - po to by osiągać partykularne interesy), w czym bliżej mu jednak do karykatury "spiskowej praktyki dziejów" Umberto Eco aniżeli do Rafała Ziemkiewicza jakim sam chciałby niewątpliwie, także i na kartach tej książki, być. 

"Cham niezbuntowany" to bardzo dobrze przemyślana książka, której jednak brakuje wyważenia. W której aż roi się od niepotrzebnych i prowokacyjnych niedomówień. Praca, która jest zbitkiem tez, które same w sobie wymagają pewnego dopracowania i indywidualnego podejścia. A że same w sobie są to tezy trudne do jakiejkolwiek naukowej weryfikacji - wiele umysłów odpuszcza i po prostu wierzy im, takimi jakimi są, na słowo. 

Komentarze

Popularne posty